piątek, 28 grudnia 2007

2007 - podsumowanie...

Koniec roku sprzyja refleksjom. Rok 2006 byl dla mnie z wszech miar pechowy, już na początku lutego marzyłam aby się skończył. Wkraczałam więc w 2007 z nadzieja na cos dobrego. Nie, nie miałam nadziei - miałam pewność. Nie mogłoby już byc gorzej. Po prostu MUSIAŁO być lepiej . Niby osiągnęłam to co chciałam - dostałam prace, rozpoczęłam studia. Ale wszystko to takie połowiczne. Praca nie daje mi satysfakcji, marze, po prostu zżera mnie tęsknota za szkołą. Odkad pamietam marzylam o tym zawodzie i teraz nie mogąc w nim pracować - miotam sie, rzucam, szukam...
2007 rok wiele mi przyniósł. W sumie wiele dobrego, a przede wszystkim odkryłam nowe ścieżki. Gdyby nie praca w agencji w zyciu nie pomyślałabym o własnej firmie, nie wiedziałabym nic o tym jak funkcjonuje, nie znałabym systemów wsparcia dla małych i średnich przedsiębiorstw. Napisałam już biznes plan, zrobiłam dokładne kalkulacje, teraz dopieszczam wzystko, wygładzam... A teraz myślę i wiem ze kiedyś ten cel osiągnę. Nie wiem tylko kiedy - czy w dalekiej, czy bliskiej przyszłości.
Rozpoczęłam studia - iberystyke i pedagogike wczesnoszkolną. Ta iberystyka to niewypał, wiem o tym. Po prostu nie podoba mi sie ten jezyk i tyle. Ale dam sobie jeszcze szanse do konca roku. Pedagogika - cholernie ciekawa. Moze pozwoli mi wrocic do zawodu?
Wczoraj miałam z Nishantem pierwszą rocznice - dziwnie jakos. Zapomniałam o niej. W ciągu tego roku oboje sobie pomogliśmy. No i Mira. pojawi sie na świecie lada dzień, a ja już nie mogę sie doczekać :D
I najważniejsze - kurs decoupage. Odkryłam nowy świat. Spełniam się artystycznie, mam hobby, ktore pozwala mi poki co dorobic sobie, a w przyszłosci moze sie utrzymać? Daje mi duzo radosci, zabawy, rozrywki. Mam ciągle nowe pomysły, na wszystko patrze w perspektywie "jak to przerobić" :D
Zmieniłam sie też wewnętrznie. Znowu jestem pewna siebie, nie przejmuje sie tez opiniami innych. Mam je po prostu w nosie. Nie przeżywam juz tak swoich porażek, raczej myśle co zrobić, aby je naporawić aby uniknąc ich w przyszłości.
Nawiązałam też kilka waznych znajomości, utrzymałam stare - Dorfi, Loano, Dione, Aragonte, Ali-Matko - dzieki. Zreszta cała ferajna salonowo-ogrodowa trzyma mnie w pionie i nawet nie musze o niczym pisać. Świadomosć wsparcia z Waszej strony mi wystarczy. Ta róża jest dla Was...
Ogólnie zamykam rok i zaliczam go do niezwykle udanych. Gdyby nie historia z tatą, byłby z cała pewnością idealny. Ale jak widać ideałów nie ma. Mam tylko nadzieje, ze szybko wróci do zdrowia.
Najdziwniejsze jest to, ze nie mam zadnych planow na nadchodzacy rok. Od marca jeżdże z podaniami do szkół i chyba to moj jedyny cel strategiczny. Rozpieszczanie Miry - drugi.
Amen.
A co by nie było puściutko, wklejam dzisiaj zdjęcia pudełek dla Loany, za wyjątkiem ostatniego, ktore będę musiała wydębić od Lo. Nie zdazylam cyknać fotki...

środa, 26 grudnia 2007

swieta, swieta i po świętach ...

Jakoś w tym roku nie odczułam świąt. Wszystko chyba przez ten urlop. Ani sie nie wyrobiłam, ani nie wypoczęłam. W zasadzie z prezentami ledwo wyrobiłam - klasycznie zalałam rodzinę i znajomych podkładkami, jedynie motyw zpersonifikowałam.

Dla Uleńki - z piórkami, jako że qqlka bez piórek obejść się nie może. Szczegolnie, ze jest to wyjatkowa qqlka, co to właśnie gniazdko sobie wije.



Dla mamy - z motywem czarno-roślinnym (kojarzy mi sie to z liśćmi akantu, ale jedynie na podstawie kolumn greckich, bo prawdziwego akantu nie widziałam).




Długo się zastanawiałam jaki motyw wybrać dla Trifle. Ostatecznie wybrałam anioły. One zawsze mają silną moc ezoteryczną, czasem pozwalają nawiązac kontakt w z własnymi duchami opienkuńczymi. Ale chyba nie do konca jej to spasowało...
Dla Anulki też wybrałam aniołki (te wczesniejsze Boticcellego).


Święta upłynęły mi pod znakiem M.A.S.H 4077 i pudełek Loany. Przypomniałam sobie dlaczego szalałam za kapitanem Benjaminem Franklinem Sokolim Okiem Pierce'm. Ale wybitnie wpasowuje sie w kanon :D To ten sam typ co Upiór, czy figlarz Dżemik.



Wczoraj z kolei szalenie miło spedziłam czas u cioci. Lubie moje kuzynostwo, ot co !! :D
A teraz siedze w pracy i z trudem powstrzymuje sie od walnięcia głową w klawiaturę i przydrzemania ...

sobota, 15 grudnia 2007

May you hear the voice of the wolf forever in your heart ...


Jutro egzamin z psychologii, a ja sie wczoraj dowiedziałam, ze się uczyłam nie tego co trzeba. Genialnie !!!
Cóz, licze na łut szczęścia i dobry humor profesora Woszczka. Jak mi sie nie powiedzie, zastosuje agresję pośrednią i po wyjściu z egzaminu będę walić głową w ścianę. Eee, to juz chyba bedzie autoagresja...
W tym wszystkim meczylam sie przez ostatnie dwa tygodnie z miska dla Dorotki. Trzy razy ja myłam a i tak nie jest taka jaką bym chciala. A mimo to po raz pierwszy od dawna, zdobienie miski sprawilo mi realna radość. Boże, jak ja kocham wilki... Są piękne, mądre, wolne, magiczne... Zawsze jak na nie patrzę czuje pierwotną siłę, ich energie która mnie przenika. Co jakis czas wrzucam troche grosza Arminowi na nasze wilki bieszczackie.
Dorotka zamowiła sobie miske z mottem. Nie wiem czy jest widoczne, ale wokol zdjecia widnieje napis "May you hear the voice of the wolf forever in your heart" . I chociaz wiem, ze nie ja jestem adresatka, czasami czuje moc jakiegos zdania. Tutaj ona az promieniuje. Pieknie, z pelnią magii...
Mam nadzieję, że moja energia i radość, z która wykonywałam tę miske naładowała ją ezoterycznie pozytywną mocą.

wtorek, 11 grudnia 2007

cudowne zmartwychwstanie?


ee, zadnych cudow nie ma. Powoli dochodzę do siebie, po drodze zawalajac kolosa z gramatyki. Hiszpanski to nie moje powolanie. Kruca bułka, ten jezyk nawet mi sie nie podoba, jest brzydki dla ucha, nawet historia Hiszpanii nigdy mnie nie interesowala ... No ale moja ukochana italianistyka poki co jest niemozliwa do zrealizowania. Ale moze kiedys? Poki co sie po prostu ucze, zobaczymy czy mi sie przyda.
Wczoraj dostalam informacje od Balbiny, ze talerze,ktore dla niej zrobilam podobaly sie dzieciakom. A oto i obne. Zaluje tylko, ze ten koń ma przebłyski i nie widać go zbyt dokładnie. W sumie nieskormnie przyznam, ze to jedna z bardziej udanych dziel :D :D

piątek, 7 grudnia 2007

Jestem zombie ...


Jestem ómarta .
Ómarłam gdzieś tak wczoraj popołudniu, a te słowa piszą moje zmałe zwłoki...
Coś w tym chyba jest, skoro wydzielam płyny fizjologiczne (katar, tudziez inne ustrojstwa), nie panuje nad swoim ciałem. Miałam wziąść sobie dziś urop, żeby skoczyc do Dorfi na nauke szydełkowania, ale nie bede zarażać Michałka. Zwlekłam sie rano z łózka, chociaz teoretycznie mogłam zrobic sobie wolne, bo wniosek rozpisałam i sobie czekał. Wyleżałabym sie przynajmniej. Ale stwierdziłam, ze nie zostawię Kasie samą z dokumentacją na Walne. I półprzytomna siedziałam nad segregatorami i papierzyskami pół dnia, po czym prezes beztrosko powiedział, ze przecież Walne jest odwołane @#&*$%@@!@ !!!!!
Rozpisałam sobie za to wolne od 17 - a co !!! W Wigilie ide na dyzur do 12:00. Ale ja nie mam meza, dzieci i Wigilii na głowie,to nie bede mężatym i dzieciatym dziewojom robić problemów. Fajnie bedzie - nikogusio i hulaj dusza... :D W Sylwestra tez ma być dyżur, ale to juz niech dziewczyny się martwią.
Aniołki sa już gotowe, ale czekam na światło dzienne co by fotke machnąć - jednak wszystkie robótki dużo ładniej się wówczas prezentują. A dzisiaj wrzucam zegar austenowski :D

wtorek, 4 grudnia 2007



Dzisiaj krociotko, bo i nic wielkiego sie nie wydarzylo. Ot dzien jak kazdy. W pracy maly ukrop, bo Kasia wziela sobie urlop, wiec oprocz klasycznej korespondencji z ARP doszly mi zaproszenia na RN.
Aniołki sie robią. mam problem z dedykacja. Chcialam delikatnie wrzucic z boku napis AD 2007/I, zeby psorowie wiedzieli ktory rocznik i w ogole - cos bardziej osobistego. Ale jednoczesnie ma byc delikatne, ledwie widoczne, tak aby bylo widoczne dopiero po wparzeniu sie lub dla wtajemniczonych. Najlepsze byloby chyba zlotol - delikatniejszy niz akryl, polprzezroczysty, ale ma poblysk. Nie mam jednak na tyle cienkiego pedzelka. Zobacze, moze uda sie z żelkami, albo wykałaczką?
Dzisiaj wrzucam staroc sprzed 2-3 miesięcy, ale jedna z moich ulubionych - pojemniczek na herbate lub kawe. Do kompletu zrobilam rowniez przyprawnik.

poniedziałek, 3 grudnia 2007


Tiaa, na gramatyce luzik. Kolosa mamy za tydzien. I za 2 tygodnie. Za 3 zreszta 3 w jeden weekend, ale ja juz sobie 2 daruje, bo mam egzamin z psychologii dzieciecej. pojde tylko na kolokwium z fonetyki. A nuz widelec cosik napisze?
Na gramatyce dosc fajne rzeczy bierzemy - ostatnio estar, ser i haber. Poki co jeszcze sobie radze, a sobotnie zajecia przerobie jutro u Dorotki.
Dzisiaj wrzucam janiołki co to je zrobiłam byłam w wolnym czasie, tak przy okazji. Dzisiaj siadam do amorkow dla psorow na swieta. Jutro chcialabym skonczyc, ale nie wiem czy mi sie uda (30 szt to jednak ciut duzo...)

sobota, 1 grudnia 2007

Dzisiaj zrobilam sobie waksy. Zamiast uczyc sie grzecznie gramatyki - poszlam do kina z Matka Przedluzona i Mati. Oczywiscie jak zawsze spozniona, wyciagnelam jak dluga na tych ruchomych schodach fundujac sobie siniak wielkosci spodeczka. Lece do kasy i wolam o bilet na pogrzeb z Mateuszem. Na szczescie w kasie siedziala mloda dziewczyna, to i sie ladnie usmiechnela jedynie :D
Na filmie obsmialysmy sie bardzo (chociaz byly dwa momenty, ktore byly niesmaczne). Mateusz jak Mateusz, zaprezentowal te sama spanielowata mine. Ale Rupert - mniam !! Ten facet sie nic nie starzeje, wyglada zawsze olsniewajaco i grzesznie. A moze grzesznie olsniewajaco...? Tak czy inaczej - Rupert boski, a film to taki fajny, angielski humor jaki lubie.
http://www.youtube.com/watch?v=9QroT_rYc9I

A gdy wyszlysmy z kina, ktoz to na nas zaczal kukac zza witrynki? Najprzystojniejszy agent JKMsci. A ze Matus zaaferowany by, Zorzykiem, ktorego to widzial byl kiedys wchodzac do Silesii, to i mnie zaprowadzil (zaaferowany, bo zatonawszy w te przepastne oczeta, malo nie rozbil sie o drzwi, co to mialy sie otworzyc, a sie nie otworzyly z dosc prozaicznego powodu - nie bylo ich w tym miejscu... :D).
Ciekawa jestem co tez jutro bedzie na zajecieach. Caly dzien gramatyki mnie ominal, zaleglosci jak nic, jak jutro strzeli kolosem - leze i kwicze...