środa, 24 września 2008

Koniec szkoły i co dalej?

Pod koniec sierpnia sie obroniłam. W sumie chyba robie sie na to za stara, na studiach podchodzilam do egzaminow na zasadzie Czterech Z i na luzie - zdawalam w pierwszym terminie, a teraz kazdy kolejny tak mnie stresuje. Niby nie oblewam, ale ile nerwow mnie to kosztuje - koszmar...
Na obrone weszlam tak zestresowana, ze nie bylam w stanie zrozumiec pytania od prof. Woszczka. Czterokrotnie mi powtarzano i czterokrotnie prosiłam o powtorzenie, bo nie docieralo do mnie ani jedno slowo. W zasadzie nawet nie wiem, czy odpowiedzialam na temat, ale obronilam sie na bdb :D

środa, 23 lipca 2008

spis tematów

Nie mam czasu pisać, ale musze zrobic sobie plan, co w najblizszym czasie musi sie tutaj znalesc:
1. Fil
2. Pozegnanie z Ezo
3. Irlandia
4. Smoki

czwartek, 17 lipca 2008

Wilelka jumpreza Empire ...

W ostatni weekend mielsmy wielka impreze forumową. Akurat Loana,Dione, Dorfi i ja stanowilismy wielka grupe pod wezwaniem Halsztuka, Salonu i Ogrodu. A salonowo pojawiła się Anaru, BeeMeR z Monika i Natalka no i ogrodowa Elbereth . W ramach przyległości pojawił się mąż Loany :D
Impreza udała sie bardzo, chociaz zarobiłam się jak dziki osioł. W menu miałam sałatke brokułową i grecką, pieczone na 2 gary, szasżłyki, zapiekanke rybna, 2 ciasta (sernik i korzenne), i kilka innych potraw, ktorych juz nie pamietam...

Ogolnie było super. Pogoda troche nas postraszyla (po 3 razie przenoszenia całego żarcia z pola do domu i z domu na pole poszlismy na zywiol i wszystko zostawilismy na zewnatrz ;D), ale potem doppisała na medal.
W nocy pogaduchy do białego rana. Loana i El przegadaly do 8 rano, ale ja byłam tak przerazliwie padnieta - ze odplywalam co jakis czas w objęciach Morfeusza. Ostatecznie oddałam się Mu o 4 rano :D W niedziele zrobiłyśmy poprawiny w Kraku. Niemiłosiernie spóźnione. Przy czekoladzie doplotkowałyśmy się z Admete i Deanarielka. Impreza zakonczyla sie wielka ulewa.
Juz zaczelysmy rozmowy na temat przyszlorocznego spotkania - pod Bagatela przyszedl mi na mysl wspolny wypad do teatru na Mayday :D






czwartek, 3 lipca 2008

Ponownie bezrobotna...

Tydzień temu dostałam od szefa wymówienie. Nie powiem - cholernie mnie zaskoczył. Podjełam wprawdzie decyzje o zwolnieniu, ale on o niej nie wiedział. No i czasowo i finansowo nie byłam przygotowana - moje plany zkładaly przemęczenie w agencji do września-października.
Tak zastanawiałam sie caly weekend i wyszlo mi, ze chyba strzelił mi prezent. W sumie nie jestem ani załamana, ani nawet zmartwiona. Rozsyłam CVki na prawo i lewo - cholera wie? Marzy mi sie jakiś wyjazd - niestety ogłoszenie do szkoły polskiej w Pradze jest nieaktualne. W kraju o etat ciężko - sytuacja niewiele sie zmieniła, ale w ostateczności pojade sobie do Włoch. Kiedy stamtąd wyjeżdżałam, nie przypuszczałam ze to powiem - troche tęsknię za Italią i za językiem. W razie czego juz sie umówiłam z Anetka na wspólne korepetycje. Ona uczy sie od podstaw - mogę jej pomóc sama przypominając sobie przy okazji. Praca we Włoszech nie stanowi szczytu moich ambicji, ale daje kase. W sumie nienajgorszą. 3 miesiące i jestem w stanie spłacić długi za szkołę i jeszcze przywieść gotówkę. Poczatek na firmę by był...
Mam czas - to siedze przy pracy. Wreszcie udało mi sie skończyć I najambitniejszy rozdział. Jestem w połowie II. Chciałabym najpoźniej do wtorku oddać.
A żeby nie było pusto - szkatułki, które zrobiłam dla opiekunki i p. dyrektor na zakończenie praktyki. Jak jest ładna serwetka, to i pudełko wyjdzie (chociaz cichutko przyznam, ze troche zmasciłam. Chciałam aby była drewnopodobna z kameą. Niestety bejca weszła mi w reakcje z lakierem i musiałam delikatnie pokryć ją akrylem i dopiero na to nanieść ponownie lakier. Na szczęście - udalo sie niezle. Czesto korzystam z kraka, bo sie podoba wiekszosci, ale sama lubie jednak zwykle matowe powierzchnie :D

poniedziałek, 23 czerwca 2008

filcowanie, filcowanie....


Wczoraj poznałam nowa technikę - filcowanie wełnianych włókienek. Przyjemne i pożyteczne. Kiedyś z Mirabelka bedziemy razem filcowac, bo to kapitalne cwiczenie na paluszki, wiec przygotuje ja do pisania i usprawni miesnie dloni.
Aplikacje, ktore sie wykona z fofilcu tak pieknie zlewaja sie z całością. Ale i tak wieksze mozliwosci daje chyba filcowanie na sucho - piekne wzory mozna tutaj machnac... i kwiaty ...
Kosmetyczke musze jeszcze wykonczyc - wyplukac porzadnie, wysuszyc i moze troche ja dohaftuje, aby ptaszek byl bardziej widoczny...
a juz za 2 tygodnie fresk artystyczny :D

Zdjecia ktore umiescilam to moja kosmetyczka, kalia i torebki p. Beaty. W realu duzo piekniejsze...

niedziela, 25 maja 2008

BANNER I SZKOŁA...

Dzisiaj na niebieskim www.janeausten.pl pojawił sie banner forumowy. Ten turkus troche mi jedzie po oczach, ale ogolnie bardzo ładny. Wiec wrzucam tutaj.
Siedze sobie od tygodnia na praktyce i przypominam dlaczego wybrałam swoj zawód. Bo go kocham i tyle. Półtora roku detoksu od szkoły, myślałam że mi przeszło. Wystarczyło kilka dni i znowu wpadłam... Trudno bedzie mi cieżko potem, ale teraz ciesze sie kazda chwilką spedzoną z dzieciakami.




czwartek, 15 maja 2008

Progressss...


Troche sie poddźwignelam psychicznie, finansowo jeszcze długo będę w dołku, ale MUSI jakoś być i tyle. Jak zawsze po chwilach zwątpienia biorę sie za fraki zaczynam działać. Tym razem odblokowałam sie twórczo. Weekend majowy spedziłam bardzo pracowicie - ozdobiłam dwa sznury korali (bluszcz i kwiotki na majtkowym tle), machnełam zegar dla Loany i Barbarelli. Z tego dla Basi jestem zadowolona, z tego dla Loany niezupełnie - nie lubie serwetek ryzowych. Trzeba przechowywać jak jajo, bo złamania sie nie zlewaja. Do tego dostałam zamownienie na szkatułkę dla pani profesor - zrobilam trzy. Zabawiłam sie w Kopciuszka i porozdzielałam pudło koralikow, ktore dostalam. Podzielilam sie z Loana - bo niby czemu nie? :D
No i bede miała kotka. Poinformowala mnie o tym kolezanka z pracy :D

niedziela, 27 kwietnia 2008

Nic sie nie dzieje...

Śpiesze donieść, że nic się nie dzieje. Poza nerwami w pracy (jak ja nie lubie swojej pracy !!!), kursem biżuterii decoupage i kilku prób biżuteryjnych (udanych, ale nie jestem gotowa na pokaz), nie dzieje się nic. Finansowo źle jak chyba nigdy nie było - tyle co spłaciłam semestr, wiszą na mnie dwa kolejne (teoretycznie wszystko byłoby ok. ale podyplomowka 3-semestralna robiona jest w 2 semestry. Finansowo bez zmian, czyli do końca lipca - 2 tysiące). Nie wiem co mam robić... i nie mam ochoty o tym pisać...

niedziela, 6 kwietnia 2008

Święta, święta i po świętach...



Tiaa, jak zawsze statystyka pisania raz na miesiac. W dodatku krotko. No ale jak pisac długo, skoro dzien po dniu mija tak samo? Praca, dom, praca, dom...
Z zaległości, to wrzucam jedynie chrzest Mirabelki. Pięknie było - jako i sama panna :D Wystroiłam ją cudnie - biała sukienusia, galotki, chrzczonka... Ta ostatnia -piekna robota. Niestety nie moja, aczkolwiek sama zaprojektowalam.
Ostatecznie nie zrobiłam małej nic. Tak długo sie zastanawiałam co, że okazało się, ze mi braknie czasu. Zabiore sie natomiast juz teraz za janioła. I kruca bułka - pojawia sie problem. Szukam wzoru z aniołem, ale nie dziecięcym. Chce piekne zdjecie anioła płci męskiej - pieknego mężczyzne, ktory będzie ją strzegł przez całe życie. Takiego dzieciecego bedzie chciała sciagnać jako nastolatka i nie ma sie co dziwić. Na przystojnego faceta popatrzy z przyjemnoscią i jako dorosła kobieta - już ja zadbam o rozwiniecie w niej poczucia artyzmu.
Na razie kieruje sie bardziej w strone jazzu.

sobota, 15 marca 2008

Tak migusiem...

... bo zmykam na zajecia. A potem... potem na spotkanie robotkowe :D Ha !!! Ostatnimi czasy jestem zbyt wyeksploatowana, a wszystko,co robie jest albo długofalowe (ciagle siedze nad tajgerem, ale juz mi tylko ok. 300-500 krzyzykow zostalo), albo szybciutko znika i nie zdaze machnac zdjec (szkatułki, talerzyki, obrazki). No wiec dzisiaj wrzucam zdjecia moich chyba pierwszych prac dekoratorskich. Maja z 10 lat - pochodza jeszcze z czasow gdy pracowalam na dekoratorni. Straszne maszkarki kazali nam malowac, ale to jest efekt wymiany usługowej (umowilam sie z dmuchaczem i mi wydmuchal okragle bombki. Jemu ozdobilam 10 sobie 10 :D)
Wiedzma miała isc dla Patryka - ot nasz wspolny mały sekrecik :D
Zreszta ten świat to też był zainspirowany jedna z kartek od niego. Pieknie czasy, z nutka romantyzmu, z beztroską i ideałami. Czasami zastanawiam sie co mi z tego zostało? Wiele i niewiele zarazem. Ideały sie zmieniły, niektore w ogóle znikły, beztroska już dawno poszła precz, a romantyzmu we mnie tyle co w ciepłych reformach...
Kieyś jeszcze wrzuce zdjecia kształtek - to tak wracając do bombeczek. Niewiele mi zostało, ale mam jakies disneyowskie krasnale, Florka, syrenke i kota z serii Muzykanci z Bremy...
ale to już kiedyś tam :D

wtorek, 19 lutego 2008

Bende Matkom Krzestnom :D

Jak w tytule. Dzisiaj brat spytał, czy chcę. Głupie pytanie, nie? Toż ta kruszynka tak podbiła nasze serca, ze to dla mnie po prostu zaszczyt jest i już.
Troche sie obawiam, bo chciałabym być najlepszą chrzestną na świecie, ale w razie wpadek już mnie tam Przemek bedzie do pionu stawiał :D
Z cała pewnoscią zamiast wydawać kase na filmy i dzińdziboły pasmanteryjne (w tym miesiącu - wolę nie myśleć...) będę wydawać na Mirabelkę. W sumie bez chrzestnowania też bym wydawała, znając się :D A za kilka lat będziemy z Małą razem lepić, malować, kleić różne różności. Wreszcie będę miała z kim robic ozdoby świąteczne :D
Dzisiaj wrzucam moj najnowszy patent - świecznik. Technika - przydymione złoto na zacierce (nazwa własna :D)

sobota, 16 lutego 2008

Panowie i Panie koty na planie !!!

Wczoraj byłam w delegacji. Zaczeło sie klasycznie - czyli nienormalnie. Lecę na przystanek bo widze busa. Pytam sie czy jedzie na PKS, kierowca potwierdził. Wsiadam, sadowię się i jadę. Na miejscu pytam sie ile płacę "Nic, to auto prywatne" :D I nie wiadomo, czy płakać, czy się smiac... Wolę to drugie :D
Potem kawka razem z Anaru u Dorfi. Chyba zagadałyśmy biednego Dorficzka, ale jakby nie patrzeć obie z Anaru nalezymy do ludzi ekhm... niezwykle elokwentnych. Ogólnie chyba nie zdołałam niczego dopowiedzieć do końca, bo ciągłe dygresje sprawiły, ze zbaczyłam z tematu...
Na koniec wizyty w Kraku poszłam do Galerii, żeby kupic mamie cusik do prezentu. Oczywiscie mojego sklepu nie znalazłam. Boże jakie to łażenie po Galerii było nuuudne. Brrr !!
Ostatecznie pojechałam do domu. Dzień zakoczyłam imprezką u Anuli. O ile można nazwać tak fakt padniecia o 22. Nie wydoliłam fizycznie i tyle. Dowlokłam sie do domu, puściłam wilkołaka na łowy, wtuliłam sie w termofor (w Krakowie tak wymazłam, ze do tej pory mi zimno)
Ogólnie dzień był boski.
A w ramach ilustracji wklejam najświezsze zdjecie Belluni wśród cyklamenów i frezji. Niestety to w którym tak ślicznie siedziała nie wyszło :( ), a na dokładke tygrysa. Już mam połowe... :D

wtorek, 12 lutego 2008

Kruca bomba...


Jestem tak wyjałowiona twórczo, że aż samą mnie to przeraża. Praca mnie wyczerpuje psychicznie, zresztą nie wiem dlaczego, ale tak po godzinie 12-13 już kiepsko kontaktuje. W głowie mam totalną pustkę, nawet zadanie ile jest 2 x 2 stanowi dla mnie nie lada wyzwanie.Nie podoba mi się to.
Dlatego zdecydowałam sie zacząć tygrysa i w wolnych chwilach to on zajmuje mi czas. Wrzucam jednak dzisiaj do bloga chustecznik dla izka. Zamówienie sprzed półwiecza i wykonane w minionej epoce :D

poniedziałek, 28 stycznia 2008

Nibus 2000


Dzisiaj błyskawicznie - za 10 min musze wyjsc na autobus ;D
Ostatnio pracowałam nad szkatułką z Frodem. wprawdzie nie wyszła mi tak jak planowałam, ale też nie wyszło źle. Planuje zrobic w podobnym stylu pudełko na karty - to chyba jedyna rzecz, która mam ochote zrobić z przeznaczeniem dla siebie (jak do tej pory zwykle robie cos dla kogos :D)
Frodka mam zamiar sprzedac - moze sie uda? W sumie cene musze wywindowac, bo samo pudełko było drogie - to nie drewlandia :D

poniedziałek, 14 stycznia 2008

Mnium mnium mnium, czyli emisja głosu

Przedwczoraj mieliśmy na pedagogice zajęcia z emisji głosu ...
Fajna zabawa, chociaz dość męcząca. Ogólnie przez pomyłkę zrobiono nam całość jednego dnia - 10 godzin. Nie miałam indeksu, a to było zaliczenie. Madzia zgodziła sie mnie zawieść i cały maraton Chrzanów - dom, dom- Chrzanów, Chrzanów-dom i dom-Chrzanów , bo się okazało sie ze nie mam klucza, a mama w Chrzanowie. Cóz, Madzia dowiedziała się, że ze mną nie da sie tak normalnie ... :D
Jak juz po małej wycieczce krajoznawczej zaczeliśmy od prawidłowego siedzenia (od którego rozbolał mi kręgosłup) i zaczęła się jazda - robiliśmy dzióbki, zdziwko otwarte, zdziwko zamknięte, rybki, ciamkaliśmy, mlaskaliśmy. Hitem wieczoru było robienie przez grono 50 bab, gdzie średnia wieku wynosi 35 lat dzióbków oraz powtarzanie Mnium-Mnium-Mnium-Mnium...
Po powrocie szybciutko dokonałam renowacji pudełka na karty. Jest u nas od lat, ale sie zniszczyło. Dokładnie starłam resztki lakieru, zabejcowałam i pokryłam pokostem. Bardzo lubie zapach, a raczej smród pokostu. Od zawsze kojarzył mi sie z drewnem, a drewno stanowi miłość mojego życia. Z bejcą pobawiłam sie w cieniowanie (mam sosne i orzech) - na zdjeciach nawet to widac.

1. Pudełko przed renowacją
2. W czasie renowacji
3. Bejca
4. Bejca i pokost

P.S. Ogolnie rzecz biorąc zaczynam poważnie myśleć o kupnie nowego aparatu. Wkurza mnie to, że robi takie brzydkie zdjęcia - niewyraźne i w ogóle... :( :(

czwartek, 10 stycznia 2008

Prezenty, regałki, gifty i inksze podarki

Troche spozniona - jak zawsze, ale troche sie uzbierało. W dodatku taki bezsensowny ten wpis bedzie - myslenie mi gdzies śpi i zdanie sklecic - ot i problem...
Dzisiaj pokaze Wam moje prezenty z kilku ostatnich miesiecy - tych, ktore sa mi bliskie i wiele dla mnie znacza. Na razie nie mam wszystkich zdjec (ciezko mi zrobic, bo moj idoot-camera robi fatalne zdjecia z lampy, a jak wychodze do pracy jest jeszcze ciemno, jak wracam - juz ciemno...

1. Na zlocie niepodledłosciowym ogrodników angielskim dostałam od Loany lale Jane Austen. Kapitalna !! W zestawie ma pulpicik do pisania, pióro i ksiazke (oczywiscie pride &prejudice - a jakze !!).
Na co dzien lala stoi slicznie na półce z książkami o tematyce celtycko-irlandzkiej (zaraz obok 2 słoników indyjskich i lampki brylno-szklanej.

2. Obrączki na serwetki - cudeniek szydełkowych, przetkanych zółta wstążeczką (w dodatku moim ukochanym odcieniem zółci). Taki piekny i wiosenny. W sam raz do śniadanie wielkanocnego (mam nadzieje, ze do Bozego Narodzenia sama sie naucze takowe robic, to zrobie sobie z czerwona albo zieloną wstążeczką :D

3. Od Agi kochanej dostałam komplet książkowy - Eurypidesa po angielsku, wydanie z 1920 r. Ostatnio zauwazylam nawet exlibrisa i coz widze? Charing Cross Road London :D Wprawdzie 121 a nie 84, ale tu mi Agulek podwojna siurpryze zrobil (nakarmił mój fetyszyzm :D)
Druga ksiazeczka, to A field fair for irish faries. na okladce wesole skrzaty. i jest to ksiazeczka do ktorej z cala pewnoscia bedzie mi sie chcialo zasiasc ze slownikiem, ale poczytac to i owo. Aga zawsze wie, co mi wybrac :D

4. Od rodzinki na gwiazdke dostalam male wsparcie decoupage'owe - od Przemków ksiazki (jedna po włosku, bede cwiczyc :D) od mamy koszyczek do ozdobienia i zestaw gabeczek do tepowania (tego nigdy dosc :D)

5. Od Caitusia dostalam przecudne kolczyki - takie iscie w moim typie. w ogole Caitus zaimponował mi nimi. Takich cudeniek, to ja w sklepie nie kupie, a tutaj specjalnie dla mnie (w ramach Forumowej Gwiazdki :D) - ale o tym juz pisałam :D


6. Madame de Pompadour - to juz kafelka dla Dorfi. Jak zauwazylam ta serwetke na stronach MDF-u od razu wiedzialam, ze to dla niej. troche mi sie ukruszyla kafelka tuz przed wyjsciem - zdazylam tylko troche zatuszowac srebrolem, ale juz nie odczuwam satysfakcji.
Podobna płytkę, tylko z wiosną Botitccellego zrobilam dla cioci Ewy. wiem, kiepskie te zdjęcia, ale nic na to nie poradze... :(


7. Dla Loany mam cos, co nie zrobilam, a nabyłam drogą kupna. Zdjecia nie wrzuce, wpisu nie wkleje, ale jak zobaczyłam - jakoś pierwsze pomyslałam o niej. Impulsów zawsze słucham, wiec i tym razem posłuchałam :D.

8. Wreszcie zapakowałam przesyłke dla Gumiśka. Troche jej musiałam nasciemniać, bo inaczej niespodzianki by nie było (a mam nadzieje nie zerknie tutaj zanim dojdzie). Od dawna planowałam przemeblowanie pokoju. Na scianie mialam oryginalna makatke zrobiona przez indian Nawaho (przynajmniej kupiona w "rezerwacie". Jeszcze Patryk przysłal mi kilka lat temu. Powiesiłam sobie na nim miecz kseniowy i sztylecik. Teraz przenosze to nad łóżko, aby zrobiuc miejsce w miejscu centralnm dla Lakshmi. A makatke wieszam na miejsce plakatu PoC. Wielki (1,5 m x 2 m.) jest i stwierdziłam, ze prześle go Gumiśkowi. Wstrzymywał mnie przedswiateczny brak czasu, potem paczka sie rozrastała i teraz beda dwie... :D Przy okazji przesle jej obiecany na urodziny herb Gryffindoru. Meczyłam sie nad tym tłem długo (a tak nie znosze tła hacić - koszmar !!).


Poki co tyle - ciezko mi dzisiaj idzie pisanie. Nie mam weny, a juz odkladac nie moglam. Jeszcze by mnie zastalo kolejne Boze Narodzenie...

piątek, 4 stycznia 2008

rok 2007 w obrazkach cz. 3 i ostatnia (?)



10. II ZLOT OGRODNIKÓW AGNIELSKICH

Kolejne spotkanie odbyło się tym, razem we Wrocławiu. Gospodynia była Loana wraz z ekipą wrocławską (Mike uzyczył mieszkanie :D) Spedzilam cudne 2 dni, poznałam Fringille, Fanturie, Izka...
Przy okazji zapomniałam sie pochwalić prezentem od Loany, ale na prezenty stworze osobny post - troche sie nazbierało tematycznie :D
Z Loana przegadałyśmy cała noc. W zasadzie nie dzisiaj jestem zmeczona, aby jakos pieknie to ujac, napisze wiec w prost - rewelacyjna dziewczyna i w ogole... Reszta dziewczyn rowniez zna Józefa. Zawsze zastanawialo mnie, czy to, ze tak dobrze sie czuje w Waszym towarzystwie jest zasluga internetu ...
Na zdjeciu nie jest widokówka z widokiem zimowym. Taka pogoda przywitała nas następnego dnia - gdy udaliśmy sie do Witaminki. Przyznaje, ze teksty Loany "Patrzcie czy sa jakies znaki lub światła, bo ja nic nie widze" rozbroiły mnie niezwykle.


11. POGRZEB MATEUSZA
W zasadzie nie bede sie rozpisywac, bo dokładna relacje zdałam na bieżąco. Spotkanie z Matką jakzesz Przedłużoną i Mati. Tym razem Giteczki nie było, ale teraz jak rzucam w cholere te cala iberystyke - bede mogła sobie pozwolić na wypad od czasu do czasu...
Zdjęcia nie wrzucam.Pirsik i Żorżyk pieknie wyesponowani zostali w w/w wpisie :D

12. STUDIA
Od października rozpoczęłam studia - iberystyke i pedagogike wczesnoszkolną i przedszkolną. Z perspektywy czasu wiem, ze iberystyka to niewypał. W swojej naiwnosci sądziłam, ze hiszpański jest podobny do włoskiego. O słodka ty naiwnosci... Hiszpański mi sie nie podoba, drażni mnie bardzo. Włoski to muzyka, hiszpański to sepleniacy bełkot. W dodatku zajęcia mamy dziwnie realizowane. Brr !!! Ksiazka jest podzielona na dwoch wykładowców. Jeden realizuje rozdziały parzyste, drugi nieparzyste. Jeden leci z materiałem na łeb na szyje - drugi wolniej, przez co ma zamiast zrealizowac stopniowo po kolei jedno za drugim, skaczemy od stopnia poczatkowego do zaawansowanego i znow poczatkowy i znow zaawansowany. Ciezko mi sie przestawic. W dodatku to chodzenie z jednego budynku do drugiego, godzenie obu kierunkow sprawia mi coraz wieksze komplikacje. Ostatecznie chodze zmeczona, niewyspana, padam i zasypiam tam gdzie sobie odpoczne - na fotelu, na podłodze, na krześle. ostatnio nawet przysnełam sobie na przystanku i autobus przejechał mi koło nosa. W pracy jestem rozkojarzona. Nie mam na nic czasu, nie mam na nic pieniedzy, przed swietami ostatni wolny weekend mialam we wrzesniu na spotkaniu robotkowym. Moze kiedys przyda mi sie to, czego sie nauczylam.
No i tata. ogolnie rzecz biorac boje sie ze za kilka lat, kiedy go zabraknie, ja obudze sie z reka w nocniku ze zmarnowalam czas na cos, czego nie lubie, zamiast poswiecic go na rozmowy... No i teraz jak tata wroci do domu, musimy zajac sie z nim z mama. Jak sie urodzi Mira ktos musi byc w domu, gdy ktoras z nas pojedzie pomoc Przemkowi. Dopoki tata sie nie usamodzielni (o ile to nastapi), mam obowiazki i nie moge je zlekcewazyc. Hough !!!

12. NASZA KLASA
Portal, który coraz mocniej mnie wciaga. Zalozylam dzial z moja klasa niemal rok temu i czekalam, czekalam. W koncu przestalam i zapomnialam. Przypadkiem Aga wspomniala, wiec zerknelam, a tam juz byla 1/3 klasy, w ciagu 2-4 tyg. zebralo sie 80% klasy. Przy okazji nawiazałam kontakt z kuzynostwem.
Wczoraj odezwala sie z kolei Celinka :D Noremalnie swieto sobie zrobilam. Na naszych spotkaniach z Jola i Basia, tylko Celinki brakowalo :D
No i mam tez czesc salonowo-ogrodowa. Pakuje tam troche zdjec. Dzisiaj wrzucilam serie włoską :D

czwartek, 3 stycznia 2008

rok 2007 w obrazkach cz. 2



5. I OGOLNOPOLSKI ZLOT OGRODNIKOW ANGIELSKICH


... czyli niebieskiego forum Jane Austen. Do Krakowa przybyła ekipa wrocławska (Loana z przyległościami), Dione z Wielkich Jezior, Elbereth z Miasta Pierników. Małopolske reprezentowałyśmy razem z Dorfi (Śląsk z Pakiem - rozdwojenie ojczyżniane :D) Wreszcie mialam przyjemnosc poznac słynna Loane, El, Paka. No i swiezutka wowczas Dorfi. A do tego częścią przyległości okazała się krajanka chrzanowska oraz blizniaczka kolezanki ze studiow. I tak spotkałyśmy sie po drodze przez Wrocław - internet robi ze swiata globalną wioske :D
A nocą rozpoczęły się nocne Polaków rozmowy - oczywiscie na tapete poszła głupia Marianna - a jakże :D
Długo się zastanawiała, które zdjęcie tutaj wybrać i to, pozornie bezsensowne, najbardziej mi pasuje. Mimo odległości, czasem liczonych w setkach i tysiacach kilometrów, łaczą nas podobne zainteresowania, spotykamy sie co jakis czas i rozmow nie ma konca...


6. KURS DECOUPAGE'U
Kurs trwał raptem 4,5 godz. ale nauczono nas zdobić szkło od góry i od dołu. I otworzył się dla mnie świat zupełnie nowych doznać artystycznych - wreszcie znalazłam technike, w której mogę się wyżyć artystycznie, gdzie mogę coś pokazać, czegoś dokonać... I wreszcie wiem na czym miałaby sie opierac ta moja firma :D
Na zdjęciu moje pierwsze dzieła - talerzyk z Wenus i pudełeczko. Obok udało się uchwycić Ewkę - chociaż tak bardzo się broniła :D Cieszę sie, ze razem sie wyrwałyśmy na ten kurs (ona tuż przed wyjazdem, nie wiedziała do końca czy zdaży jeszcze uczestniczyć. Wyjechała do Anglii kilka dni później...)


7. LAKSHMI
Dośc długo rozmawiałam z wujkiem Marianem. Przyznaje otwarcie, nie zrozumiałam wszystkiego, co mi powiedział, ale sama rozmowa bardzo mi pomogła. To był czas , kiedy stałam na rozdrozu. To wówczas podjęłam decyzje o studiach podyplomowych i chyba była to jedna z trafniejszych decyzji w moim życiu. Wczesniej zaplanowalam iberystyke - niewypał.
Z całej rozmowy zrozumiałam jednak, że czekają mnie zmiany i dlatego opieka Bogini bedzie jak najbardziej adekwatna. Lakshmi w hinduizmie jest jedna z Bogiń Matek (wraz z Saraswati i Parwati) i jak matka kocha i pomaga: kopnie, a kiedy trzeba - przytuli i zrozumie. Walczy o nas niczym lwica o swoje młode, bedzie wspomagać w walce, trudnosciach i problemach. Jest boginią szczęścia, miłości, piękna. Szczególną opiekę sprawuje nad kobietami. Jej roślinnym totemem jest kwiat lotosu, którego jednym ze znaczen jest czystość i narodziny duchowe.
Moja Bogini stoi na kwiecie lotosu w dwóch rękach trzyma lotosowe bukiety. Cześć z nich jest jeszcze nierozwinieta, część właśnie sie rozwija. Dwie pozostałe ręce trzyma zwrócone na zewnątrz w geście błogosławieństwa. Nie wiem dlaczego, ale odkad o niej usłyszałam, chciałam ja miec. Mimo wszystko przelezała troche oparta o ścianę. W Sylwestra uroczyście powiesiłam ją w centralnym miejscu, tak aby mój wzrok cały czas na nia padał.
Z informacji czysto technicznych - obraz jest wykonany technika batiku na jedwabiu, przytwierdzonym do dykty...


8. SPOTKANIE ROBÓTKOWE
.Moje pierwsze spotkanie robótkowe. Dorfi kusiła i kusiła i skusiła. Odkryłam nowe preparaty do decoupage'u - duzo ładniejsze w działaniu. Crackle zdecydowanie mniej sztuczny. No i 3 razy tańszy... A do tego wyszło mi, ze nie tylko ja mam fiu-bździu w głowie jesli chodzi o robótki :D
A zdjecie - zrobione w towarzystwie Anaru, z która sie spotkałam kilka godzin wcześniej. Obłaziłysmy mury obronne i Brame Floriańską (niedawno odrestaurowane i udostepnione), oglądnełyśmy występ zespołu tańca i pieśni renesansowych. I gadałyśmy, gadałyśmy, gadałyśmy. Zdecydowanie te same fale :D
Niestety od tamtego czasu nie byłam na kolejnym spotkaniu - po prostu nie dysponuje wolnymi sobotami. Niedzielami zreszta rownież...

9. CZARNA SERIA
O tym krótko, bo nie mam ochoty sie rozpisywać. Od sierpnia tata jest w szpitalu (z 2-tygodniowa przerwa). Świeta i Nowy Rowniez tam spedzil. Przez 2 miesiace walczono o noge, gdy zaczeto juz walczyc o zycie, z noga musial sie pozegnac. Gdy wrócił do domu, badania wykazały krwotok wewnetrzny. Ostatecznie zakonczylo sie w szpitalu. Pojutrze znowu wraca. Ogolnie rzecz biorac jadac do Wloch nie myslalam, ze jade po praktyczna wiedze i umiejetnosci, ktore przydadza mi sie teraz w opiece nad tata.
Dwa dni po tym jak tata został zabrany do szpitala, musieliśmy uśpić Karolka. Od dawna widziałam, że jest chory, ale ciagle sie łudziliśmy. Ostatecznie gdy przestał mame poznawać, zaczal na nia warczec, wezwaliśmy weterynarza. Rak w stopniu mocno zaawansowanym, z przerzutami.
Gdy zabrało w domu taty, Feluś bardzo za nim tęsknił. Ciągle za nami chodził, łasił się. Ostatecznie zaczął chorować. Przez ponad tydzień jeździłam z nim co tydzień do weterynarza - kroplówki, badania, leki. Gasł w oczach. I zgasł. W tym samym dniu zdechł też jeden koszatniczek.
Na tym, póki co, czarna seria sie zakończyła (i mam nadzieje - zakonczy. Boje sie patrzec uwaznie na Belke...) Gdy robiłam to zdjęcie, nie wiedziałam, ze jest jednym z ostatnich z całą ferajną...

środa, 2 stycznia 2008

rok 2007 w obrazkach

Dzisiaj byłam u Dorfi, ale o tym napisze następnym razem, dzisiaj kolejne podsumowanie roku, tym razem obrazkowe:


1. DOVER
W zasadzie wizytą w Dover zakończyłam rok 2006, ale konsekwencje tej wizyty miałam przyjemność odczuć przez cały 2007 rok ( a i do 3-3,5 lat beda z cała pewnoscia nadal odczuwalne).
Cudne białe klify Dover. Wiatr był tak silny, ze ledwie trzymałam sie w pionie (a z moja masa ciała - byle zefirek mnie nie zmoże). Mogłabym tak stać patrzac sie w burzliwe morze, na te białe klify całymi godzinami...
Zamek miał cudną atmosferę archaicznosci - wręcz pachniał historią. Przechadzając sie scieżkami czuło sie ducha przeszłości, cięzko mi to wyjaśnić, ale czułam że nie jestem sama. Gdy zamknełam oczy czułam obok siebie obecność jakiejś siły, ale dobrej siły, takiej, która z cała pewnoscia nie jest wobec mnie wrogo nastawiona. A na zamku był konkurs z wiedzy o Tudorach - wygrałam (ale pytania jak dla mnie były banalne :D) No i oczywiscie leciało przez głośniki Greensleeves. Moze to sam Henryk Tudor przybył przywitać goscia z dalekiego kraju...? :D
Potem cudna koleda w kaplicy ze zdjecia na lewo - akurat była próba chóru. Dzieciaki śpiewały przeslicznie. Usłyszałam tam najpiekniejsza kolede z wszystkich mi znanych. Nie znam tytułu, pytałam kiedys w salonie, ale cieżko jest wyjaśnić o która chodzi, skoro nawet słów sie nie zna. Wprawdzie Kaziutka rzuciła propozycję, ale nie zdazylam jej sprawdzic, a teraz nie pamietam...
Teoretycznie mam nagrane na komorke, ale głupi blaszak rozwalił sie. Najprawdopodobniej straciłam wszystkie zdjecia z Dover i nagrane melodie... :( No nic, podrzuce Radkowi, moze cos poradzi.
Mam nadzieje, ze jeszcze kiedys bede miala okazje wybrac sie na zamek (no za te 4 lata z cała pewnoscia :D)




2. PRACA I FIRMA
16 kwietnia rozpoczełam prace. Zostałam agentem i zaczęłam zajmować sie aktywnie sportami ekstremalnymi oraz perwersjami (nauczanie marketingu i zarządzania przez historyka - szczyt perwersji, a życie od 1 do 1 za 649 na reke to prawdziwy sport ekstremalny).
Jednak ostatecznie bardzo dużo sie dowiedziałam. Postanowiłam założyć firmę i w przyszłości zatrudnić sie sama. Nie miałam tylko pomysłu na to, co chce robić. No bo co ja potrafię robic? Pluć pestkami w dal. Michał ostatnio nauczył mnie grać na drumli, wieć i tę umiejętnośc nabyłam. No i potrafię jeszcze wkładać noge za kark. Teoretycznie moge założyć small-biznes i siąść na Krakowskiej z noga na karku, grajac na drumli i plując w dal i liczyc na to, ze ktoś wrzuci jakiś grosz do pudełeczka...
Ale wyszło mi, że potrafię jeszcze hafcić, kleić i rozne rekodzieła wykonywać. Aby wzbogacić technikę zapisałam się na kurs decoupage'u. I od tej pory moje życie uległo całkowitej zmianie.
Zdjecie ze spotkania eurodeputowanego do Parlamentu Europejskiego z młodzieżą, organizowane przez nasza Agencję.



maj obfitował w wydarzenia - Beskidy, Warszawa, Kraków:

3. BESKIDY
W wydłużony weekend majowy wybralismy sie w trójke w Beskidy. Nie wiedzieliśmy wówczas, że idzie nas już czworo... :D
Piekna trasa, piekne tereny. Nic nie robi na mnie wiekszego wrażenia niż przyroda i stare budowle ale takie sprzed XV w. :D) Cała trasę pasłam oczy tymi widokami. Bardzo długo wybierałam zdjecia ktore tutaj wkleję. Wybór był trudny - wszystkie piękne. Ale jednak selekcji dokonałam.









4. I OGOLNOPOLSKI ZLOT CZAROWIC...

... ups, chciałam napisać - Dam. Spotkanie odbyło się bodajże 12 maja w Warszawie. Jakos tak od jednej do drugiej wyszło, ze zebrało sie nas 18 osób z całej Polski. Stolniczki zarezerwowały stolik w CK knajpie i spedziłysmy cudny dzień. Do historii zlotu przeszedł kelner ochrzczony mianem Józefa, który prezentował bicepsik (i dostał od każdej napiweczek :D). Ale cudny był.
Dwie nocki przespałam u Aragonte. bardzo ja lubie po perostu. Zawsze robi na mnie wrazenie jej spokoj, poczucie humoru, inteligencja. no i te cudne opowiadania, ktore pisze... A miałam przyjamnosc poznania jej kotów - w zasadzie nocami robiłam im za autostrade zabaw. Klasyczne nocne kocie harce - noremalnie czułam sie jak w domu :D
No i poszerzyła mi sie wówczas lista filmów do kupienia, a i poczułam kompleks książkowy. Zawsze jak wejdę do domu ksiązkowicza, odczuwam taki kompleks. I co z tego, ze moj ksiegozbior nie jest wcale najgorszy - TYCH książek nie mam, a widziałam kilka naprawde ciekawych tytułów.

Opisy zdjęć:
1. Damy z Salonu Prawdziwych
Dam. Od lewej góry: Malmik, Caitriona, Kotek, Caroline, Monika 20.09, Gosiałek, Monika, Dione, Kaziutka, Aragonte Od lewego dołu: Mag, Marta, Matula, Mati, Marijek, no i ja.
2. Kot aportujący to Banshee (sadzac po zainteresowaniach Aragonte, pisownia chyba trafna :D),
3. Tygrysek na szafie to Skierka
4. Pstrokaty szop pracz - to Mori :D



c.d.n.