
Potem kawka razem z Anaru u Dorfi. Chyba zagadałyśmy biednego Dorficzka, ale jakby nie patrzeć obie z Anaru nalezymy do ludzi ekhm... niezwykle elokwentnych. Ogólnie chyba nie zdołałam niczego dopowiedzieć do końca, bo ciągłe dygresje sprawiły, ze zbaczyłam z tematu...
Na koniec wizyty w Kraku poszłam do Galerii, żeby kupic mamie cusik do prezentu. Oczywiscie mojego sklepu nie znalazłam. Boże jakie to łażenie po

Ostatecznie pojechałam do domu. Dzień zakoczyłam imprezką u Anuli. O ile można nazwać tak fakt padniecia o 22. Nie wydoliłam fizycznie i tyle. Dowlokłam sie do domu, puściłam wilkołaka na łowy, wtuliłam sie w termofor (w Krakowie tak wymazłam, ze do tej pory mi zimno)
Ogólnie dzień był boski.
A w ramach ilustracji wklejam najświezsze zdjecie Belluni wśród cyklamenów i frezji. Niestety to w którym tak ślicznie siedziała nie wyszło :( ), a na dokładke tygrysa. Już mam połowe... :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz